Hiszpania 2012

Po dłuższej przerwie witam serdecznie. Przerwa wzięła się między innymi z powodu urlopu. 2 tygodnie w Hiszpanii to był piękny czas, odpoczęliśmy, zobaczyliśmy wiele, słońce nas potraktowało odpowiednio...
Niezapomniane momenty? Kartagena, Ronda, Gibraltar z małpami i widokami, Alhambra, oglądanie finału ME 2012 w tradycyjnej hiszpańskiej knajpce... Wszystko gdzieś zostało na zdjęciach...
A co do kwestii fotograficznych- długo zastanawiałem się, jaki sprzęt wziąć. Ostatecznie zdecydowałem się na wiernego C5 MKII, cztery szkła: C 17-40/4L, C 50/1.4, C 85/1.8, no i od czapy C 28-105/3,5-4,5 (piszę od czapy, bo to taki taniusieńki wynalazek, brałem go bez żadnych oczekiwań. Ale spisał się, mimo, że mistrzem rozdzielczości nie jest). Z premedytacją nie wziąłem C 70-200/2.8L, trochę żałuję, ale to naprawdę za duża armata... Wspomagałem się natomiast...... iPhonem i efekty wydają mi się...... zaskakująco dobre. Uważni czytelnicy oraz znawcy niuansów powinni bez problemu określić, co jakim szkłem robiłem. Teraz pozostaje mi pokazać galerię (w której nie ma zdjęć chyba najładniejszych- zrobionych żonie, pozostaną w domowym archiwum z maksymalną oceną :))


























Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. :))) Jest tego więcej. Choć mam wrażenie, że w tym roku bardziej skupiałem się na filmie :)))

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gibraltar :D
    Mam z tego miejsca genialne wspomnienia, choć byliśmy tam z rodzinką tylko na chwilowej wycieczce:
    - gdy wjeżdżaliśmy na teren Gibraltaru (to był rok 1996, więc paszport obowiązkowy), to na granicy pieczątki stawiała tamtejsza policja (brytyjska, Gibraltar to przecież ich kolonia). Tylko w paszporcie brata pieczątka ta była całkowicie wyraźna. Gdy wracaliśmy do Polski, to w Niemczech nie chcieli nas puścić - w końcu w paszporcie była jakaś policyjna pieczątka! Pewnie my bandyci :D
    - jak zapewne Tobie wiadomo - na Gibraltarze jest fantastyczne lotnisko - choć ukryte. Kiedy jechaliśmy w stronę tej góry z obserwatorium, to nagle ruch na głównej ulicy został zatrzymany. Czerwone światła paliły się i paliły. Nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Zaraz potem z podziemi tuż obok naszego auta (staliśmy jako pierwsi przy światłach) wystartował wielki pasażerski samolot. Byliśmy w totalnym szoku. Dopiero na tej górze mogliśmy zobaczyć, że część ulicy to pas startowy, który ciągnął się aż do zatoki.
    - jadąc kolejką górską do obserwatorium spotkaliśmy... naszych dobrych znajomych. Nie były to czasu, kiedy wielu Polaków jeździło po świecie, więc samo usłyszenie polskiego języka w obcym kraju było świetne, a co dopiero spotkać na Gibraltarze kolegów/koleżanki. Tym bardziej, że nie jechaliśmy tam jakąś zorganizowaną wycieczką, tylko całkowicie prywatnie.
    - na górze oczywiście zaczepiały nas małpki. Niestety nie chciały robić sobie z nami zdjęć.
    - pogoda była wtedy fantastyczna i z góry widać było... Afrykę! w końcu ten przesmyk między Europą i Afryką to tylko jakieś 3 km (o ile mnie pamięć nie myli.
    - no i w zatoce pływały delfiny :D
    * * * * *
    Ach! Ale te Twoje zdjęcia wspomnień przywołały :D (w Alhambrze też byliśmy - w tych zamkowych ruinach było tyle kotów, że ho ho! też je spotkaliście? pamiętam, że w drodze powrotnej z Gibraltaru zatrzymaliśmy się w takiej fajnej knajpce i właściciel, jak dowiedział się, że my Polacy, to puścił nam muzykę Chopina do obiadu :D )

    OdpowiedzUsuń
  4. gdy wjeżdżaliśmy na teren Gibraltaru (to był rok 1996, więc paszport obowiązkowy), to na granicy pieczątki stawiała tamtejsza policja (brytyjska, Gibraltar to przecież ich kolonia). Tylko w paszporcie brata pieczątka ta była całkowicie wyraźna. Gdy wracaliśmy do Polski, to w Niemczech nie chcieli nas puścić - w końcu w paszporcie była jakaś policyjna pieczątka! Pewnie my bandyci :D

    Teraz pieczątek już nie wstawiają, ale bez paszportu i tak się nie wjedzie, w zeszłym roku tak nasi przyjaciele "pocałowali szlaban"...

    - jak zapewne Tobie wiadomo - na Gibraltarze jest fantastyczne lotnisko - choć ukryte. Kiedy jechaliśmy w stronę tej góry z obserwatorium, to nagle ruch na głównej ulicy został zatrzymany. Czerwone światła paliły się i paliły. Nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Zaraz potem z podziemi tuż obok naszego auta (staliśmy jako pierwsi przy światłach) wystartował wielki pasażerski samolot. Byliśmy w totalnym szoku. Dopiero na tej górze mogliśmy zobaczyć, że część ulicy to pas startowy, który ciągnął się aż do zatoki.

    U nas było to samo. No i jeszcze wojskowe samoloty. Generalnie- robi wrażenie.

    - jadąc kolejką górską do obserwatorium spotkaliśmy... naszych dobrych znajomych. Nie były to czasu, kiedy wielu Polaków jeździło po świecie, więc samo usłyszenie polskiego języka w obcym kraju było świetne, a co dopiero spotkać na Gibraltarze kolegów/koleżanki. Tym bardziej, że nie jechaliśmy tam jakąś zorganizowaną wycieczką, tylko całkowicie prywatnie.

    My za to złapalismy busika, który nas przewiózl wszędzie, aż na sam szczyt, przy czym opowiadał barwnym angielskim o tym, co to się dzieje na Gibra. Np 24 ministerstwa, to mi się bardzo podobało :)

    - na górze oczywiście zaczepiały nas małpki. Niestety nie chciały robić sobie z nami zdjęć.

    Małpy już są rozpuszczone baaardzo!

    - pogoda była wtedy fantastyczna i z góry widać było... Afrykę! w końcu ten przesmyk między Europą i Afryką to tylko jakieś 3 km (o ile mnie pamięć nie myli.

    Góry Atlas też było widać, ale to nie są 3, a 15 kilometrów :)

    - no i w zatoce pływały delfiny :D

    A tego nie widzielismy :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Aż 15 km? Jasny pierun, a pamiętam jak dziś, że wydawało się, iż chodzi o naprawdę niewielką odległość. Niebo było tak czyściutkie, powietrze idealne - naprawdę wyglądało, że Afryka jest "na wyciągnięcie ręki"...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tu już na nartach nie pojeździmy

Analogowo- Canon AE-1 Program