Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2015

Cafe Freddo na Capri

Obraz
Na Capri popłynęliśmy już spełnieni. Widzieliśmy przecież w ciągu minionych dni tyle niesamowitych miejsc, spotkało nas tyle fajnego. Czego spodziewać się po Capri? No właśnie. Tę wyspę trudno opisać. Wspaniale, że byliśmy przed szczytem sezonu, liczba turystów nie przyprawiała o zawrót głowy. Pogoda idealna- około 28-29 stopni. Uliczki ponad Piazettą- puste. Cóż nam pozostało? Zjeść niezmiennie dobrą pizzę, wypić najwybitniejsze pod słońcem Cafe Freddo (jak można mrozić cremę?), ponapawać się widokami, no i kupić koszulkę dla synka. Tyle i aż. A podczas drogi powrotnej zerkać na Wezuwiusza. Magia miejsca działa...

Z Ageroli do Amalfi

Obraz
Amalfi zobaczyliśmy około południa, już po tym, jak zjedliśmy pyszne śniadanie w kuchni naszej gospodyni, ale stop. Moment. Zanim Amalfi to może kilka słów o Ageroli. No właśnie. Nocleg w tej mieścince nad wybrzeżem. Spokojne, ciche miejsce, do którego trzeba się wspiąć samochodem po pięknych serpentynach. Tam spotkaliśmy się z Enzo, poznaliśmy wspaniałą Christinę, jego żonę. Postanowiliśmy najpierw posiedzieć, pogadać, przecież lata się nie widzieliśmy... Ale żeby posiedzieć, warto najpierw coś kupić... Organizacja kieliszków, dobrej, lokalnej mozarelli, oliwek, kiełbasy... A potem jedzenie razem tego małego co nieco na tarasie z widokiem zapierającym dech w piersiach (ale żeby nie być gołosłownym- oto zdjęcie tego widoku, ale już z rana). Niespieszne popijanie rewelacyjnego prosecco w odpowiedniej temperaturze.... I na niby-deser czereśnie, których nazwa w sycylijskim dialekcie jest zaskakująco podobna do polskiej (wypowiada się "czirisa"). Kolacja we wsi ni

Popołudnie w Positano

Obraz
Snucia opowieści o Włoszech ciąg dalszy, snucia to słowo pasujące, my się snuliśmy, powoli, niespiesznie, wyjechaliśmy w kierunku Positano wczesnym popołudniem, cel wiadomy, popatrzeć, poszwendać się, zjeść coś, kupić drobiażdżek synkowi, zrobić kilka zdjęć. Zaparkowaliśmy samochód tak, jak poradził nam dobry duch naszego całego pobytu włoskiego- F.P., nie zjeżdżaliśmy na sam dół, wybraliśmy schody, prowadzące wśród kamieniczek, niekończące się schody. I znów, niewielu turystów, cicho, spokojnie... Na samym dole, oprócz widoków- masa malutkich sklepików z czymś, co się nazywa "moda positana", a więc dużo ubrań z lnu, kolorowych, świetnie skrojonych, drogich... Ciekawe również sklepy z butami, gdzie sprzedawcy-szewcy szyli sandały. Na końcu głównego pasażyku komercyjnego otworzył się cudowny widok na plażę. Przysiedliśmy coś zjeść, pizza z owocami morza była niezmiennie przepyszna, a Sanpellegrino- cudownie orzeźwiająca... Potem jeszcze mały spacer, chłonięcia widoków

Sorrento

Obraz
To był początek naszej czerwcowej wyprawy na Costiera Amalfitana. Założenie piękne. Być tam przez dwa dni, nie gonił nas nikt, ot, wyruszyliśmy z Neapolu przed siebie z wlączonym GPS-em. Wiedzieliśmy, gdzie nocujemy- w Ageroli. O tym może innym razem. Bo warto. Zwłaszcza dzięŻi naszym przyjaciołom- Enzo (o którym tu tyle było) i Christinie, którzy przyjechali z Sycylii, aby się z nami spotkać. Takie historie zdarzają się tylko w niezłych książkach... No ale Sorento. Niby punkt na mapie, gdzieś na początku wyprawy. Pogoda dopisywała, a jakże, 27-28 stopni, słońce, miły wiatr, my wspinaliśmy się naszym małym autkiem po serpentynach. Aż wreszcie dopadł nas widok zatoki i miasteczka. Gdzieś zatrzymaliśmy się na górze, na jakiejś serpentynce. Która godzina? Chrzanić. Postanowiliśmy zjechać na sam dół, z czym nie było problemu. Cisza, spokój, niewielu Włochów, tak zwanych turystów praktycznie w ogóle brak. Małymi uliczkami, w cudownej scenerii dojechalismy dokładnie tam, gdzie chcieliśmy.