Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2020

Buczyna janinowska

Obraz
 Spóźniłem się. O kilka dni. A tak w ogóle dziś... jak mi się nie chciało. No, ale wziąłem aparat, ubrałem się adekwatnie do samej końcówki polskiego października. Musiałem się przejść. Tak, nie byłem w tym lesie od prawie dziesięciu lat. Ledwo dojechałem. W międzyczasie powstały dwie autostrady, do których buki prawie że się przytuliły. Oj, pozmieniało się w okolicy, którą znam od jakiś 25 lat... Czy las się zmienił? Nie... Nadal ten sam intensywny kolor, zapach. Na końcu wycieczki mijałem miejsce wypoczynkowe... jacyś ludzie wbrew pandemii i przepisom robili sobie ognisko, piknik, kiełbaski, dzieci się bawiły, było bosko... Pozazdrościłem, nie powiem. Wrócę.

Zamek Książ (w kolorach i czarno-biały)

Obraz
 No piękna niespodzianka. Podczas weekendu z Mamą we Wrocławiu (pięknie, miło, ale zimno i deszczowo) padła spontaniczna propozycja zwiedzenia Zamku Książ. Mnie zbytnio nie trzeba namawiać do takich pomysłów, wsiedliśmy więc ostatniego dnia wycieczki w auto i pojechaliśmy na przedmieścia Wałbrzycha. No cóż, o Zamku Książ naczytałem się w książkach, naoglądałem w albumach fotograficznych, ale... sam przedtem nigdy tego miejsca nie odwiedziłem. Tym większe moje zaskoczenie, nawet nie tyle pięknem samego zamku, lecz mnogością oferty turystycznej na miejscu i ogromem samego kompleksu, który w ciągu raptem trzech godzin ledwie liznęliśmy. To dobra opcja na cały weekend, aby zobaczyć nie tylko zamek, ale również podziemia, palmiarnię, stajnie (to zobaczyliśmy i wkrótce również o tym miejscu), zjeść dobrze w chwalonych restauracjach (wiem, nie dziś i nie jutro, bo pandemia, ale ta się przecież do cholery kiedyś skończy, co?), a w końcu żeby przenocować w przytulnie wyglądających hotelikach tu

Powrót w Karkonosze i do Karpacza

Obraz
 A... nie jest to przeżycie łatwe w dobie pandemii. Deja vu... Miało być lepiej, wracamy do tego, co było w kwietniu, maju. Bez politykowania- emocjonalnie ciężkie. To przede wszystkim zderzenie z koślawą turystyką. Przetrąconą. Jak inaczej nazwać zderzenie sporej liczby turystów (trudno się dziwić, skoro pogoda dopisała), pensjonatów i hoteli ledwo zipiących, no bo obostrzenia pandemiczne oraz... wszystkich knajp w mieście zamkniętych (co skutkuje decyzją, że kolacja to raczej w Żabce- hot-dog, lub zapieks, kto jadł, ten wie, jakie to frykasy, aczkolwiek wczoraj, w opustoszałym centrum udało się zamówić gdzieś wyborne pierogi, które zjadłem na murku pod knajpą, Bóg zapłać!)). Na szczęście góry jak zawsze te same. Tydzień temu wydawało mi się, że przywitam godnie zimę (spadło dużo śniegu, aura była słaba), tymczasem to, czego doświadczyłem w weekend to polska, złota jesień, wietrzna, chłodna, ale zachwycająca widokami, obrazami... Dużo kilometrów w nogach, dziś lekkie zakwasy tu i ówdz

Jesienny Wrocław

Obraz
 Weekendu we Wrocławiu dawno nie spędzałem. Tym razem z Mamą, która we Wro na dłużej zagościła... pierwszy raz. Spacery, spotkania, ciepło, mimo fatalnej pogody. Miasto piękne, jak zawsze, zaprasza, mimo nawrotu tego czegoś, co trudno nazwać. Cóż, pierwszego lockdownu doświadczałem właśnie tam, obserwowałem kolejne restrykcje, zamknięcia... Obyś żył w ciekawych czasach? No, może. Ciekawe czasy jestem w stanie sam sobie zorganizować. Wirus niekoniecznie musi mi w tym pomagać...