Powrót w Karkonosze i do Karpacza

 A... nie jest to przeżycie łatwe w dobie pandemii. Deja vu... Miało być lepiej, wracamy do tego, co było w kwietniu, maju. Bez politykowania- emocjonalnie ciężkie. To przede wszystkim zderzenie z koślawą turystyką. Przetrąconą. Jak inaczej nazwać zderzenie sporej liczby turystów (trudno się dziwić, skoro pogoda dopisała), pensjonatów i hoteli ledwo zipiących, no bo obostrzenia pandemiczne oraz... wszystkich knajp w mieście zamkniętych (co skutkuje decyzją, że kolacja to raczej w Żabce- hot-dog, lub zapieks, kto jadł, ten wie, jakie to frykasy, aczkolwiek wczoraj, w opustoszałym centrum udało się zamówić gdzieś wyborne pierogi, które zjadłem na murku pod knajpą, Bóg zapłać!)). Na szczęście góry jak zawsze te same. Tydzień temu wydawało mi się, że przywitam godnie zimę (spadło dużo śniegu, aura była słaba), tymczasem to, czego doświadczyłem w weekend to polska, złota jesień, wietrzna, chłodna, ale zachwycająca widokami, obrazami... Dużo kilometrów w nogach, dziś lekkie zakwasy tu i ówdzie. Zawsze warto. Zawsze. 






















 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tu już na nartach nie pojeździmy

Analogowo- Canon AE-1 Program