Cortina wczoraj i dziś

Cortina D'Ampezzo. Jest sierpień 2008. Po prawie tygodniu, spędzonym w upalnym Bibione, decydujemy się z D. na małą wycieczkę. Krzyś wtedy ma niespełna trzy latka, więc i decydent to żaden. Wybieramy Dolomity, oddalone o około 200 kilometrów. Podróż ciekawa, widoki zapierające dech w piersiach. Piekna miejscowość, jakże odmienna od naszych kurortów- spokojna, cicha... Pyszny obiad i finał wycieczki na górze o nazwie Faloria, na którą trzeba było pojechać kolejką linową. Widoki- niesamowite. Tylko mnie jakoś było sporo więcej, choć i lat mniej... Czym robiłem zdjęcia? Nikonem D300 i Nikkorem 18-200. Technika poszła nieco naprzód...




No i luty 2015. Po trzech dniach jeżdżenia na Kronplatz decyzja- odpoczynek od nart, jedziemy na wycieczkę. Kierunek- Cortina, wszak to niedaleko, bo około 50 kilometrów od Valdaory. Pierwotny plan- jechać samochodami, ale gospodyni, sympatyczna, starsza pani zasugerowała komunikację publiczną. Najpierw pociąg, później- z Toblach do Cortiny autokarem. Mimo pewnych oporów, wszak w Polsce na ogół różne środki transportu są delikatnie rzecz ujmując średnio skomunikowane- zdecydowaliśmy się na taka opcję. Good choice! Najpierw piękny, prosty dworzec, nie za duży, nie za mały, ergonomia doskonała, dla każdego, naturalnie również dla niepełnosprawnych.


W Toblach faktycznie- autokar podjechał po  kilku minutach.



A potem piękna droga, wspinaczka, wokół wiele baaaardzo wysokich gór i biegaczy na każdym kroku. No i wreszcie Cortina, po której prowadziliśmy z D. grupę, jak byśmy byli stałymi bywalcami. Towarzystwo było głodne, na szczęście udało się zjeść w tym samym miejscu, co dawniej. A jedliśmy praktycznie to samo, czyli m.in. doskonałą regionalną potrawę, pierożki z buraczkami na słodko-ostro z polewą maślano-makową. Bomba! Krzyś też zjadł (pizzy sobie nie darował, ale w takim miejscu to nie grzech łakomstwa)


Sama Cortina znów- praktycznie.... wymarła. Niby na ulicach można spotkać luksusowe samochody, sklepy z artykułami, na które niewiele osób stać, ale nie ma tego taniego blichtru, hałasu i wszechobecnych reklam, jak np w naszym Zako. Można spokojnie podglądać. Np wypoczywających Włochów. Czyż nie ma w tym wdzięku?



Kulminacyjnym momentem wycieczki był znów wjazd na Falorię. Tym razem zima... Ale widoki obłędne. Tak jak wtedy...






Zdjęć uczestników wycieczki nie pokażę, to tylko dla nich, w każdym razie jest tam dużo uśmiechu :)  Na zakończenie zaś zdjęcie, zrobione przez D., no, muszę ją pochwalić, fajnie wyszło, mimo, że akurat się nie uśmiechałem zbyt mocno... :)


Wychodząc z knajpki po obiedzie, żegnając się z obsługą, wyraziłem nadzieję, że następnym razem odwiedzimy to miejsce wcześniej, niż za kolejne 7 lat. Nie zapeszajmy więc... Wszystkie zdjęcia zrobione RXem 100 mk2, wszak Leica gdzieś pewnie w Wetzlar...

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tu już na nartach nie pojeździmy

Analogowo- Canon AE-1 Program