Subiektywnie- Sony a7r

Pogoda za oknem nie nastraja może do rozważań na temat fotografii, ale mimo to postanowiłem opisać na gorąco o wrażeniach, jakie wywołał na mnie nowy aparat w torbie foto, czyli Sony a7r.

                                                        Sony a7r z Canonem FD 35/2.8

Z firmą Sony znam się i  lubię od dawna, choć przez wiele lat trudno mi ją było jednak łączyć z fotografią. Mimo tego pierwszym moim aparatem cyfrowym, o czym przypomniałem sobie właśnie w tej chwili- był...... Sony.  Ówczesna zamiana oczywiście była mocno kontrowersyjna- sprzedałem wtedy Nikona F50 z dwoma obiektywami i przesiadłem się na malutkie DSC32, które miało 3 mln pikseli i obiektyw stałoogniskowy. Zdjęcia robiło to jak na tamte czasy (2003 rok) niezłe, aczkolwiek ograniczeń była masa...

Gdzieś na rogu Wschodniej i Jaracza w Łodzi, grudzień 2003 i stare Sony DSC32


 Potem szedłem swoją sprzętową ścieżką i z Sony nie było mi po drodze. Pamiętam pierwsze zetknięcie się z jakąś alfą, no nie rzuciła mnie na kolana... Wolałem system Nikona, potem Canona, etc. Tymczasem Sony robiło swoje. System NEX bardzo mi się podobał, ale nadal miałem sporo obiekcji, przede wszystkim nie podobały mi się obiektywy, te dobre kosztowały krocie (robione w kooperacji z Zeissem), te budżetowe jakością odstawały od tego, co miałem w systemie Canona. Ale wreszcie jakiś czas temu skusiłem się na RX100 mk2, o którym na tym blogu wiele razy pisałem. Aparat miał być uzupełnieniem do Leiki i ze swoich zadań spisywał się i spisuje doskonale. Tyle, że w takiej konfiguracji sprzętowej kilka tematów mi umykało. Przede wszystkim nie miałem optymalnego rozwiązania na krajobrazy. Trudno jest brać Leikę np w góry, gdzie warunki bywają trudne. RX sprawuje się w takich tematach fajnie, ale rozmiar matrycy ogranicza jednak nieco plastykę. Z rozmyślań nad takimi zastosowaniami spróbowałem systemu micro 4/3, ale potem nadarzyła się tak zwana okazja i stałem się szczęśliwym posiadaczem Sony a7r.  Przy czym z premedytacją wziąłem samą puszkę, bez żadnego szkła.

O Sony 7/7r przeczytałem naprawdę sporo. I lektury recenzji wprowadzały mnie w konsternację, bowiem w głowie zostawała mi zawsze masa informacji dotyczących technikaliów, ale mało było tzw. wrażeń z użytkowania. Bardziej przemawiały do mnie zdjęcia robione tymi modelami. Mimo tego nie byłem pewny, czy robię dobrze. Do wejścia w ten system skłoniła mnie ostatecznie wszędzie potwierdzana doskonała współpraca ze starymi obiektywami systemów wszelakich, z systemem M na czele. Martwiła rzekoma średnia ergonomia, osiągi podobnież gorsze od pełnoklatkowych konkurentów i obiektywnie rzecz biorąc tragiczna sytuacja ze szkłami dedykowanymi- ograniczona liczba modeli oraz ich ceny to bolesne fakty. Pomyślałem jednak, że jeśli nie polubię się z Sony, to najwyżej szybko je sprzedam i niewiele stracę (bo upolowałem sztukę używaną w doskonałym stanie i za rozsądną cenę). A jeśli polubię, to będę miał fajne uzupełnienie do Leiki w postaci drugiej pełnej klatki w torbie foto. Albo jeszcze co innego zrobię, z racji na to swoiste ADHD.

Zdjęcie Leiki z Summicronem 50/2, zrobione Sonym z Canonen FD 50/1.8. ISO 6400.

Pierwsze, co trzeba podkreślić to frajda robienia zdjęć. A7r jest świetnym aparatem o doskonałej ergonomii i łatwości obsługi. Przyjemność jest bardzo duża. Feeling, intuicyjność, tu po prostu wiadomo, że obcuje się z dobrym, kompletnym, przemyślanym konceptem. Wszystko, co denerwuje mnie w RX100, które niby ma kilka podobieństw do pełnoklatkowych braci tu jest rozwiązane fantastycznie. Menu, pokrętła, guzikologia- świetne. Rozmiar- nie jest to ani za duże, ani za małe. Magnezowa obudowa, dobre profile- gratulacje dla Sony. Wizjer elektroniczny jest wysokiej klasy, w porównaniu do OM-D EM5 jest to przepaść. Łatwość podpinania obiektywów innych systemów jest duża, adaptery kosztują zasadniczo grosze i nagle okazuje się, że ma się dostęp do wielu cudownych szkieł. A w zasadzie... Wszystkich- z Nikkorami i Canonami włącznie (Vide adaptery Metabones, ok, te już tanie nie są, ale pozwalają również na przenoszenie autofocusa). Tak naprawdę dzięki temu przed użytkownikiem otwiera się masa możliwości, które pozwalają rozwijać swoją pasję w zasadzie w sposób nieograniczony. Opisania tego właśnie aspektu najbardziej mi brakuje w większości recenzji tego systemu. Sony jest stworzone do eksperymentowania, sprawia to ogromną frajdę również dzięki fantastycznemu focus peaking- ostrzenie jest banalnie proste.


                                                             Sony i Canon FD 35.2.8

Fotoamatora z pewnością może nieco zatrważać rozdzielczość matrycy i w konsekwencji rozmiary plików. Powiem tak- bałem się, że będzie gorzej. RAW-y ważą po około 35 MB, komputer nie odmawia posłuszeństwa i dzielnie zaciąga wszystko do Lightrooma, w którym- co też jest miłym zaskoczeniem- obrabianie plików jest bardzo przyjemne, o niebo łatwiejsze, niż zdjęć z micro 4/3. Przy czym obrazek generalnie oddaje charakter szkieł- jest mocno analogowy, vintage, tak jak lubię. Plastyka mocno "leikowa".


                                                          Sony i Voigtlander Ultron 28/2

Wiele rzeczy odkrywam nadal i jest to miłe. Bardzo cieszą np efekty panoramy, którą można wykonywać na cztery sposoby w czterech różnych rozdzielczościach. Obrazek jest bardzo dobrej jakości, aparat przy tym trybie automatycznie przełącza się w JPG, co np nie występuje w RX100. Interfejs panoramy jest intuicyjny i jestem pewien, że w górach sprawdzi się doskonale.


Jeszcze kilka słów o matrycy i jej właściwościach. Technologia idzie naprzód. Pracując z Leiką muszę pamiętać, że ustawienia powyżej ISO 1000 degradują obrazek do poziomu trudnego do zaakceptowania. Pamiętam Canona 5d mkII, tam granicą było 3200 ISO. Co w tej materii proponuje Sony? Moim zamiarem nie jest mierzenie rozdzielczości, rozpiętości, etc. Pokazuję obrazek zrobiony w zwykłym życiu, nie studio. Jak to wygląda?


                                                                         ISO 3200 



                                                                         ISO 8000



                                                                        ISO 25600

W jednej z recenzji podnoszono mocno zarzut ingerowania w pliki RAW, które od pewnego poziomu są odszumiane. Zapytam- co z tego? Co mi- amatorowi, szukającemu dobrego narzędzia to przeszkadza? Mogę się tylko cieszyć, że w zasadzie problem ISO zszedł na drugi plan. Jeśli ktoś myśli inaczej- jego sprawa... Dla mnie to cudowne, że nie muszę deliberować nad tym, jakie szkło podpiąć we wnętrzu, czy np Leica Elmar -C 90/4 nie będzie za ciemna... Robię zdjęcia tym, czym chcę i tam, gdzie chcę. I nawet w pochmurny dzień, w blokach, pomiędzy jednym posiłkiem świątecznym, a drugim ;) mogę złapać jakiś fajny dla mnie kadr.


                                                  Sony i Canon FD 35/2.8, ISO 1000


                                                   Sony i Canon FD 135/3,5, ISO 6400


Pora na podsumowanie. Spodziewałem się, że Sony będzie aparatem robiącym dobre zdjęcia, obawiałem się nieco ergonomii i tego, że nie odnajdę w nim przyjemności wynikającej z fotografowania. Nie spodziewałem się natomiast, że sprzęt ten tak mi przypasuje, da mi taką frajdę i radość. Jest to aparat uniwersalny, wszechstronny, bez wyraźnych wad, za to z wieloma zaletami. Używanie go jest ekscytujące. W tej materii do tej pory Leica była niedoścignionym wzorem. Sony lekcje odrobił i wie, jak osiągnąć podobny efekt. I to jest nie do przecenienia.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tu już na nartach nie pojeździmy

Analogowo- Canon AE-1 Program