Gdzieś wokół Chopoka

W zasadzie powinienem rozpocząć od jakże złowrogo brzmiącego hasła: "Backup, głupcze!", ale sobie daruję, bo happy end, choć nie bezbolesny się jednak przydarzył. Radośnie sobie podróżowałem ostatnio, dwa razy byłem z Krzysiem na nartach, a tymczasem dysk w moim macierzystym komputerze padł. Wraz ze wszystkimi zdjęciami. I co z tego, że jakieś szczątkowe backupy miałem. Grozą powiało. Na szczęście panowie z serwisu się spisali, a nowy dysk SSD o duuuużej pojemności sprawił, że mój leciwy Mac znów rozwinął skrzydła. Piszę to ku przestrodze... Sam wiedziałem, że kopie robić trzeba. Ale rutyna, a może nonszalancja mnie po prostu zjadła.

Grunt, że happy end. A więc Chopok. Zdecydowaliśmy się w ostatniej chwili, tuż po Świetach na desperacką zmianę rezerwacji wyjazdu z Wisły właśnie w Niskie Tatry, bo w Polsce po prostu nie było śniegu, a zależało nam jednak, aby choć dwa dni na nartach pojeździć. I był to strzał w dziesiątkę. Warunki proste na stoku nie były, ale były. Słowacja i w ogóle okolice tych gór bardzo nam przypadły do gustu. Nieco surrealistyczny hotel w miejscowości Brezno, doskonała knajpka z wyśmienitą pizzą, dobrym piwem i makaronami... Wreszcie optymalna na narty pogoda i czysta frajda. Wszystko, jak na zdjęciach, które robiłem wiernym, małym druhem- Sony rx100 mk2.













Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tu już na nartach nie pojeździmy

Analogowo- Canon AE-1 Program