Nad Porońcem

Tytuł nie mówi niczego. Co to jest Poroniec? Ot, rzeczka, jeden z dopływów tatrzańskich Dunajców. Sobie płynie. W zależności od opadów, mniej lub bardziej wartko. To tu, to tam, również u podnóża Bukowiny Tatrzańskiej. Dla mnie potok to miejsce spacerów, na ogół za każdym razem, kiedy przyjeżdżam do tej ważnej dla mnie miejscowości, staram się zejść z Klina w dół i dotrzeć do tego potoku i chociaż zobaczyć starą skocznię narciarską. Tak było i w lipcu tego roku. Krótki wypad w góry, pogoda nie dopisywała, ale akurat w dniu wyjazdu, w niedzielę świeciło słońce i było ciepło. Z braku czasu tym razem szybka decyzja- wsiadam w auto, dojeżdżam na parking bukowińskich term i idę pod skocznię. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Idę więc ścieżyną, idę, już widzę rzeczkę, już słyszę.... Ale gdzie do cholery jest ta skocznia? Gdzie jest most??? Ćwiczenie dla spostrzegawczych- wskaż górną część rozbiegu na jednym z poniższych zdjęć.





Sam byłem zdezorientowany, stojąc na drodze, którą wydawałoby się znam od kilkudziesięciu lat. Skoczni praktycznie nie widać, lecz gdy się przypatrzeć- na zdjęciu trzecim wystaje ponad drzewka coś... Kilka słów o samej skoczni. Spróbujcie wyguglać jakiekolwiek informacje o niej... Co wiemy? Była otwarta w PRL-u, punkt konstrukcyjny znajdował się na 40-tym, lub 50-tym metrze. Nieczynna od wielu lat. No właśnie, od ilu? Trudno zgadnąć. To jeszcze bardziej zagadkowy obiekt, niż skocznia w Poroninie, którą też pamiętam... Podejrzewam, że skarbnicą wiedzy na ten temat okazałaby się biblioteka w Bukowinie, może kiedyś zrobię tam solidną kwerendę.

Do Bukowiny przyjechałem pierwszy raz w 1981 roku zimą, ale z tamtego wyjazdu niewiele pamiętam. Ot, próbowałem się uczyć jeździć na nartach, ale chyba niewiele z tego wyszło. Potem przyszedł 1983 rok, kiedy spędziłem tam piękne wakacje. Całe 2 miesiące. Jedną z atrakcji tego wyjazdu było chodzenie właśnie pod skocznię. Nad Poroniec. Szło się wąską asfaltową dróżką, później szutrem. Dookoła niewiele domów, jakiś zaniedbany ośrodek wypoczynkowy (którego resztki można wypatrzeć do dziś), no i pola. Co było super nad Porońcem? Hm. To był inny czas. Chodzenie tam z rodzicami oznaczało kilkugodzinny wypoczynek, gdzie dorośli zazwyczaj leżeli na kocu, czytali, grał mały tranzystorek, a ja, na ogół z innymi dzieciakami łaziłem po rzeczce i ustawiałem tamy z kamieni. Magnesem była skocznia, raz na jakiś czas wchodziło się na samą górę, najpierw po drewnianych schodkach po lewej stronie, później po betonowo-stalowej konstrukcji. Niezła wycieczka! Widoki z góry niesamowite. A i widok z dołu, z betonowego mostu na Porońcu, który stanowił też miejsce hamowania dla skoczków był naprawdę intrygujący... Poniżej zdjęcia z 1983 roku, jakość słaba, ale klimat letniej bukowińskiej laby nad Porońcem i przy szkoczni można sobie dopowiedzieć...




Pod skocznię wracałem zawsze. Tak było między innymi w 1991 roku, kiedy to sam przyjechałem do Bukowiny. Fajny wyjazd nastolatka. Łaziłem po górach, dobrze mi tam było... Oczywiście schodziłem nad Poroniec, choć może już raczej nie po to, aby budować tamy. Na samą górę rzecz jasna też musiałem wejść.







Jakże się zdziwiłem w 2007 roku, kiedy okazało się, że okolica wygląda już zupełnie inaczej... Ktoś tu sporo popsuł. Poza tym zaczęły powstawać Termy Bukowina, zniknęły pola, wszystko się zmieniło. No i sama skocznia.





Teraz wygląda na to, że czas skoczni się dokonał. Natura odebrała sobie praktycznie całą konstrukcję, a człowiek nie chce wracać do pomysłu skoków narciarskich nad Porońcem. Szkoda. Północny stok, wokół las, sprzyjający klimat. No ale rozumiem. Brak budżetu, brak zainteresowania, w międzyczasie powstające centra treningowe w innych miejscach, nieopodal (np. Chochołów). Dla mnie jednak to zawsze pozostanie w pamięci i bedzie przypominać dobre dzieciństwo, mój świat wtedy. Swoją drogą, mimo wszystko, będę tam wracał. I dokumentował proces znikania tak ważnego dla mnie miejsca...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tu już na nartach nie pojeździmy

Analogowo- Canon AE-1 Program