W Górach Świętokrzyskich zimą

 To taki spontaniczny pomysł z wczoraj, realizacja dzisiaj. Dużo przejechanych kilometrów, ale i frajdy masa.


Te Góry Świętokrzyskie to chyba ewidentnie za mną chodzą... W wyobrażeniu większe, niż są naprawdę, może to kwestia wciąż dość żywych wspomnień z dzieciństwa, gdy w 1980 roku spędziliśmy tam Święta z przyjaciółmi. 



Wtedy czas spędziliśmy pod Świętym Krzyżem, coś mi się ostało w pamięci, szczyt, wigilia, kolędnicy ganiający nas po korytarzach, no i rumowisko..... Widać, że zima 40 lat temu najmocniejsza nie była... Daleko to? No ze 180 kilometrów z Łodzi, a drogi słabe. Mimo to wczoraj postanowiłem wcześniej pójść spać. Dziś rano już w pełnej gotowości, odpaliłem auto w pełnym rynsztunku, termos z odpowiednią herbatką, bułeczki, mielonka, etc. w plecaku... Aparatu nie brałem, postanowiłem polegać w pełni na nowym telefonie (iPhone 12 pro), po co nosić, skoro prognoza mówiła- zero widoczności, dużo śniegu... Dojazd do Nowej Słupi rzeczywiście bardzo obiecujący, piękne krajobrazy, prawdziwa zima... Szkoda, że cały masyw Świętego Krzyża praktycznie w chmurach, chmurach śniegowych. Parking, a że pandemia, to i realia lekko nierealne, no ale ok, szlak niebieski w górę. Delikatny,  dla każdego.








Sam szczyt to bazylika mniejsza, relikwie św. Krzyża, no warto zobaczyć wszystko.




Dodatkowy spacer na rumowisko fajny, aczkolwiek widoków zero. No, ale padał śnieg, jak głupi. I to pod koniec listopada było wartością dodaną.




Przed zejściem jeszcze finezyjny posiłek.


No i cóż, że powrót zajął trzy godziny, no i że były przygody na oblodzonych jezdniach... Znalazłem miejscówkę, w której te 40 lat temu spędziliśmy Święta. Dziś i właściciel i oferta (chwilowo on hold) pewnie inna. Bryłę trudno przełamać!





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tu już na nartach nie pojeździmy

Analogowo- Canon AE-1 Program