W Parku Śledzia

 Notka nieco historyczna, choć nie chodzi o historię miejsca, opisy getta, nieistniejącego kwartału ulic... To historia miejsca z mojego życia, miejsca, w którym byłem setki razy, licząc bardzo lekką ręką. A że życie, mieszkanie na powrót w Łodzi dostarcza okazji do powrotu w wiele dobrze znanych miejsc? No to i wróciłem ostatnio, przy końcu polskiej, złotej jesieni. Po latach.





Park Śledzia z mojego dzieciństwa to przede wszystkim... górka saneczkowa, naprawdę sprytna i w sam raz dla dziecka. Pamiętam wyczekiwanie na śnieg, prawdziwą zimę, to był sygnał, aby wyciągnąć z komórki czerwone sanki z siedziskiem wykonanym z drewnianych, jasnych sztachetek, wyczyścić podrdzewiałe płozy i uprosić kogoś z dorosłych (pamiętam wyprawy z tatą, mamą, dziadkiem (na zdjęciu poniżej), brata ciotecznego, sąsiadów), aby ze mną poszli właśnie do parku. Już sam spacer z sankami był ekscytujący, mimo, że chodniki na Wschodniej specjalną atrakcją nie były. 15 minut i już się wdrapywało na górkę. Dzieciaków była zwykle masa, frajdy co nie miara. W późniejszych latach też tam chodziłem na sanki, pamiętam ślizgawki, narciarzy... A gdy zapadał zmierzch, dobrze się było szybko ewakuować, bo park przejmowany był przez okolicznych pijaczków. 


Dziś zamiast górki jest pomnik Mojżesza, upamiętniający miejsce, w którym do wybuchu wojny stała monumentalna synagoga.  A zamiast wypłaszczenia jest staw, może i pomysł z tym stawem niezły, ale wykonanie i utrzymanie już słabe.



Park Śledzia to również rower, nauka jazdy na "Reksiu", potem na "Wigrach", które miały jakąś wadę fabryczną, która powodowała, że bardzo często spadał mi łańcuch, więc z wycieczek wracałem cały umorusany smarem. To również zegar słoneczny, bardzo oryginalny i szkoda, że tak zaniedbany, to naprawdę wstyd. Miejsca spotkań, spacerów, gry w piłkę pomiędzy drzewami, skakania z huśtawek na placu zabaw, o krańcówce tramwajów podmiejskich nie wspominając (tu użyję nieco wyświechtanego, ale naprawdę pasującego stwierdzenia: "a komu to przeszkadzało?"). Sentymentalnie i fajnie, że jest to miejsce dość powszechnie odwiedzane przez okolicznych mieszkańców.






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tu już na nartach nie pojeździmy

Analogowo- Canon AE-1 Program