Sycyliada. Część pierwsza- Syrakuzy

Nigdy dotąd nie odwiedziłem Sycylii. Nie składało się, mimo wielu zaproszeń od miejscowych przyjaciół. Wyspa była zawsze w kręgu marzeń, takich, które pewnie kiedyś może się spełnią, ale niezbyt wiadomo dokładnie- kiedy.

Dopiero w tym roku się udało. Do działania zachęciło mnie... zaproszenie na ślub i wesele, które otrzymałem od przesympatycznego kolegi Vlada, z którym wspólnie pracowaliśmy przez kilka lat. Ślub i wesele na Sycylii? W sierpniu? Wariactwo! Upał, wyzwanie logistyczne (ślub i wesele w różnych miejscach- małych miasteczkach, wszystko w dużym oddaleniu, jednego dnia, organizacja super-formalnych ciuchów, etc...). No jak nie, jak tak! Przy okazji postanowiłem odwiedzić kilka miejsc i spędzić na wyspie dłuższy urlop. Nieocenione wsparcie otrzymałem od moich sycylijskich przyjaciół- Natalii, Gaetano i Enzo, którzy nie tylko doradzali, ale też ugościli. Po prostu epicko!

Na początek tej pięknej historii Syrakuzy. Miasto, do którego przybyłem bardzo późnym wieczorem, po długiej podróży, mocno zmęczony. Trudno oceniać. Już pierwszy poranek dał mi masę relaksu i satysfakcji, ukazał piękno starego centrum, którym jest wyspa Ortigia. Miasto marzeń. Włoskie klimaty, tempo życia, piękne, choć czasami zaniedbane ulice, budynki, knajpki, kafejki, plaże na wyciągnięcie ręki, wszechobecne słońce, koty, lody, no wszystko, wszystko co uwielbia się w tym kraju. Tu, jak w soczewce. Niech zdjęcia spróbują oddać klimat...





















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tu już na nartach nie pojeździmy

Analogowo- Canon AE-1 Program