Sycyliada. Część trzecia- u podnóża Etny

 Etna była podczas tegorocznych wakacji na liście "MUST GO". Ten majestatyczny wulkan, wyrastający z morza (i ciągle rosnący) jest przepiękną dominantą północno-wschodniej części wyspy. My mamy swój Giewont (jeśli jesteśmy w Zakopanem i okolicach), lub Tatry Bielskie (Bukowina, Białka). Zerkamy na te góry, upewniamy się, że są, stoją. Sycylijczycy mają swoją Etnę, przewija się ona bardzo często w codziennych, zwyczajnych rozmowach. Swego rodzaju atrakcję stanowi chimeryczność wulkanu, kilkakrotnie widziałem opary dymu wydobywające się z krateru, mieszkańcy dość powszechnie spodziewali się w tamtym okresie erupcji. Nic takiego na szczęście nie nastąpiło.

Czy na Etnę da się wejść? Zasadniczo- nie. Ale można się wybrać na 4-godzinny trekking wokół kraterów (są również krótsze wycieczki, wtedy raczej niezbyt dużo się chodzi, a jeździ specjalnymi terenowymi busikami). Taką opcję zaproponował mi mój przyjaciel Enzo; ostatecznie sam mieszka w okolicy, więc komu bezgranicznie zaufać w takich sprawach, jak nie jemu? 

Zabawa rozpoczyna się przy dolnej stacji kolejki gondolowej w Nicolosi Nord, na wysokości ponad 1900 metrów. 1900! Niedużo? Droga do tego miejsca zaczyna się praktycznie na poziomie morza, jazda niezliczoną ilością serpentyn sama w sobie była wspaniałą atrakcją. Po dotarciu na miejsce okazało się, że kolejka służy... również zimą, bowiem w tej okolicy wyznaczonych jest kilka tras narciarskich. Poniżej zdjęcie zdjęcia, wiszącego w jednej z knajpek, tak wyglądają solidne zimy pod Etną. Niestety takie warunki w ostatnich latach praktycznie nie występowały.

Z Edo- przewodnikiem poleconym przez Enzo umówiony byłem na 10-tą rano. Trochę się obawiałem warunków pogodowych, nie wiedziałem, co z ekwipunkiem. O nic nie trzeba było się martwić. Dostałem odpowiednie buty, jednorazowe podkolanówki i kurtkę puchową na wszelki wypadek. Tak przyszykowany mogłem już wsiąść do gondolki (zdrobnienie nie jest przypadkowe, wagoniki są bardzo małe) i wjechać na 2500 metrów, gdzie zaczynał się trekking właściwy.

Edo (czyli Eduardo)- właściwy człowiek na właściwym miejscu. Mocny, zaprawiony w bojach facet, odpowiedzialny, zdyscyplinowany, przyjazny, typ gaduły. 

Cała grupa (bardzo różnorodna, byli dorośli i dzieci, osoby z dobrą kondycją oraz nieco słabszą) trzymała się swojego przewodnika. A ten co chwila przekazywał kolejne ciekawostki. Poniżej np zmrożony śnieg, leżący pod warstwą świeżego pyłu wulkanicznego.

Widoki księżycowe. Kratery małe i duże, stare i całkiem nowe. Chodzenie po okolicy nie jest najprostsze, buty zapadają się w żwirze, dobre ćwiczenie dla kolan! 

Podczas trekkingu grupa doszła do wysokości 2800 metrów. Wyższa strefa, aż do szczytu wulkanu (ponad 3300 metrów) ze względów bezpieczeństwa jest dla turystów zamknięta. Są oczywiście śmiałkowie, którzy przepisy łamią, ale w przypadku zatrzymania przez policję (a tej w okolicy jest sporo) trzeba się liczyć z mandatem w wysokości 400 euro. Chyba nie warto ryzykować, zwłaszcza, że widoki "na legalu" i tak są obłędne. 







Duuuuuża frajda! Koszt trekkingu, wraz z wypożyczeniem sprzętu i biletem w dwie strony do gondoli to koszt niespełna 60 euro. Warto. No bo jak być na Sycylii i nie stanąć tuż pod wulkanem?


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tu już na nartach nie pojeździmy

Analogowo- Canon AE-1 Program