W Górach Świętokrzyskich

 Spontaniczny, bardzo udany powrót w góry, o których mówi się często z pewnym lekceważeniem. No nie są one szczególnie wysokie, to prawda, ale potrafią dostarczyć dużo emocji.


Nie bywam tu zbyt często. Pierwszy raz- 1988. Rajd pieszy. Podstawówka. Spanie po stodołach, łażenie z pełnym rynsztunkiem. Oj działo się tam, działo....... Ten zgarbiony, krótko ostrzyżony to ja... Dwie z pozostałych osób ze zdjęcia mają konta na FB, utrzymujemy kontakt. Drodzy, mam nadzieję, że nie będziecie mi mieli wstawienia tu tego kawałeczka historii. Jak dla mnie- świetne wspomnienie!


Ostatnio byłem latem. 8 lat już minęło od tamtego spontanicznego popołudnia.




W ubiegły weekend zasadniczo zima. Ale i okienko pogodowe. Przyjechałem na wieczór, miły nocleg z dobrym śniadaniem w obiekcie PTTK pod jakże adekwatną nazwą "Jodełka". Śmiało polecam tę miejscówkę.

 
Wędrówka zwłaszcza w pierwszej części bez większych przygód. Ot, wejście na Łysicę to po prostu 40-minutowy spacer po schodkach. Ślisko było, bez raczków ryzyko upadku duże. Upadku rzecz jasna głównie na cztery litery. W tym roku już raz je obiłem (w Szczyrku). Nie było co ryzykować...






Później na własne życzenie zafundowałem sobie sporo adrenaliny. Po dojściu do Przełęczy św. Mikołaja doszedłem do wniosku, że nie będę wracał tą samą drogą do parkingu przy "Jodełce". Postanowiłem zejść zboczem po śladach w śniegu. No, było sporo emocji, kompas sporo pomógł. Zejście i dojście do punktu startu zajęło sporo czasu i z racji na sporą ilość śniegu, ale i płynące potoczki, a zwłaszcza masę powalonych drzew, których obejść nie było jak- nogi w przemoczonych butach mocno odczuły trudy eskapady. Ale było warto! 






 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tu już na nartach nie pojeździmy

Analogowo- Canon AE-1 Program