Beskid sądecki

Ostatni weekend w górach, taki wariacki wypad, gdzie chodziło przede wszystkim o przypomnienie sobie, jak to jest, gdy się kilka godzin idzie pod górę. Świetne wrażenia, zarówno w sobotę, jak i niedzielę. Beskid sądecki jest bardzo ciekawy, gdy tylko zechce się uciec z tzw. kurortów (Krynica polskim Davos? No gratuluję, gratuluję). W ciągu dwóch dni nie spotkałem na szlakach nikogo. Zero osób! Tylko w schronisku na Hali Łabowskiej było kilka rodzin, trochę młodzieży... Ta pustka powodowała, że byłem sam ze sobą, z własnymi słabościami, myślami... Gdy przy drodze ukazywały się np maliny- stawałem, aby trochę podjeść, gdy przechodziłem przez strumień- decydowałem się na ochlapanie, etc. Takie wszystko mocno radosne i przypominające daaaawne lata. Fotograficznie jednak mizernie, stąd te kilkanaście fotek, które zrobiłem markiem- skasowałem... Nie ma się czym chwalić. Trzeba było brać analoga... Stąd kilka pstryków iphonem 5. Tak, do pokazania na raz, nie do pamiętania na wieczność... ...